Yamashka mi ostatnio ugrzęzła w garażu. Tydzień temu wracając z pracy kopnęłam motor i kopniak zamiast wrócić do punktu wyjścia pozostał zblokowany na dole :( Na chama udało mi się ją odpalić i jakoś dojchałam do domu. Dźwięk jaki wydobywał się z silnika podczas jazdy powodował we mnie mega niepokój o moją maleńką niunie, ale dom był tak blisko że zaciskając zęby postanowiłam przejechać ten kawałek. Lada dzień po niedzieli z Krzychulem rozkręciliśmy motor i szczęściem w nieszczęściu okazało się, że ułamał się mały kawałek blokujący sprężynę kopki i że nie narobiło to żadnych większych szkód.
A tak to wygląda
To ta część się uwaliła. Takie małe gówno, a jak się okazało w serwisie kosztuje 290zł i nie idzie dostać żadnych tańszych zamienników. Chesz jeździć, to płać. Nie ma się w sumie czemu dziwić… od razu było przecież wiadomo, że motocykl to skarbona bez dna :P Dla mnie jednak każda z chwil z motorem jest warta wszystkich pieniędzy które mam :)